Szachownica Marta Mozolewska Zaczęłam
drżeć na całym ciele od nasuwającego się wniosku. Tam za drzwiami stał
ktoś niezrównoważony psychicznie, ktoś bardzo, bardzo niebezpieczny.
Chociaż po tych dwóch próbach dostania się do mojego mieszkania, zupełna
cisza zapanowała pod drzwiami, wiedziałam, czułam instynktownie, że on
tam jest, czeka. Wizjer...tak, wystarczy, że tylko spojrzę i wszystko
stanie się jasne. Jednak nie miałam odwagi tego zrobić, nie chciałam
tego zrobić. Czułam, że ciało mam sparaliżowane, niezdolne do
wykonania najmniejszego ruchu zmierzającego do ujrzenia tego kogoś
cierpliwie czekającego za drzwiami. Jak
gdyby mózg zablokował reakcje w celu ocalenia siebie od traumy.
Wiedziałam, że jak zdecyduję się na ten wizjer, załatwię sobie
kolejny do mojej kolekcji obrazów-strachów, który będzie prześladował
mnie w chwilach słabości, w ten sam sposób co statek lub nóż. Nie
chciałam tego, intuicyjnie broniłam się przed tym. *
*
*
...Dwa
lata po ukończeniu studiów znowu czułam, że robię coś cennego, ważnego,
że nie stoję w miejscu, tylko rozwijam się. Z tą myślą w głowie,
wstałam po pilnik do paznokci i momentalnie zarżałam w duchu z
rozbawienia. Tak pieję z dumy z moich szczytnych wytycznych w swoim życiu,
po czym automatycznie szukam sobie na siłę różnych zajęć uwalniających
mnie od tej śmiertelnej nudy: zrobiłam już sobie dwie kawy- jedna
czarna, druga z mlekiem na słodko, wypiłam też herbatę, zjadłam jabłko,
banana, już mnie brzuch boli od tego wszystkiego! Potem nałożyłam
sobie odżywkę na włosy, maseczkę na twarz, teraz oto kroczyłam bardzo
p o w o l i po pilnik,
no bo przecież paznokcie zadbane muszą być! Przeszłam
rozbawiona parę kroków z pokoju dziennego połączonego z kuchnią w
stronę biuro-sypialni, gdy nagle będąc tuż przy drzwiach wejściowych
usłyszałam leciutki, zwiewny, i melodyjny jak dotknięcie klawiatury
pianina stukot do drzwi. Był tak delikatny, że w pierwszej chwili pomyślałam,
że mi się przesłyszało. Powtórzył się. Bez namysłu, w geście odpędzenia
natrętnej muchy, otworzyłam energicznie drzwi. -
Dobry wieczór, Jaś Kowalski
jestem i uwielbiam strukturę
szachownicy, a ty? Natychmiast
poczułam, że mam nogi z waty. Kolana ugięły się pode mną,
zrobiło mi się ciemno przed oczami, straciłam równowagę i
musiałam podeprzeć się ściany, żeby nie upaść. Przez setne sekundy
zdałam sobie sprawę dlaczego czuję taką panikę. Przede mną stał
cudak, dziwak jakiś. Niewysoki, drobnej postury ciała, marynarka w
szeroką żółto-czarną kratę, spodnie w drobną kratkę brązowo-
czarną, koszula ciemno wiśniowa, krawat zielony. Stał oparty swobodnie
o futrynę, z uśmiechem od ucha do ucha i ciemno- blond włosami,
przylepionymi do czaszki żelem, z przedziałkiem. Ohydny był ten jego obślizgły,
przyklejony uśmiech ukazujący duże, równe, żółte zęby. Bardziej
jednak przerażały oczy: wypukłe, blado-niebieskie, nieruchome, bez
wyrazu. Ten głos: niski, chrapliwy, pełen tajemnic i te bzdurne słowa i
pytanie retoryczne. W odruchu samoobrony szarpnęłam drzwiami usiłując je zamknąć, był szybszy i niewiarygodnie silny...Wtargnął do mieszkania, zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć drzwi były już zakluczone, moje ręce zablokowane, usta ściśnięte dłonią. Zwalił się na mnie na kanapę. Przetrzymał moje ręce nogami, wyciągnął chustkę w szachownicę i zakneblował mnie. Wyciągnął sznurek i najpierw związał mi ręce, a potem nogi. Odchodziłam od zmysłów ze strachu, cała się trzęsłam, czułam, że pot leci mi po całym ciele, po twarzy, ryczałam, wierzgałam czym tylko mogłam, równocześnie cały czas wiedziałam, że to już koniec, że nie mam szans i żadnego ratunku. Pragnęłam umrzeć teraz natychmiast, pragnęłam i jednocześnie wiedziałam, że nie jest mi dany luksus szybkiej i bezbolesnej śmierci. Położył mnie na plecach i zdarł ze mnie ubranie, wszystko. Następnie jakby szykując się do wielkiego czynu, zdjął marynarkę, krawat, rozpiął do połowy koszulę odsłaniając niewielki, lecz bardzo wyraźny tatuaż...łódź podwodna powoli wynurzająca się z oceanu. Ujrzałam błysk noża w świetle lampki i usłyszałam chrapliwy głos: „Nie chcemy by nam przeszkadzały w stworzeniu idealnej struktury szachownicy, nieprawdaż?”. Spojrzałam na jego twarz: ten sam uśmiech, oczy całkowicie odmienione: paliły się teraz osobliwym żarem zachwytu i ekscytacji; na twarzy ogromne krople potu. Nie chciałam myśleć nad znaczeniem jego słów. Zacisnęłam oczy z całej siły i poczułam jak sprawnie i szybko odkraja mi sutek, najpierw jeden, potem drugi...Zemdlałam z bólu i strachu. Ocknęłam się, nie mam pojęcia jak długo byłam nieprzytomna. Poczułam potworny ból na klatce piersiowej i brzuchu, poczułam smród krwi i spalenizny. Nigdy nie czułam się tak osłabiona. Nie miałam siły oddychać. Zobaczyłam j e g o siedzącego po mojej prawej stronie. Był dziwnie wyciszony, spokojny, jakby spełniony. Najwyraźniej czekał, aż oprzytomnieję- z tym szerokim uśmiechem na twarzy, patrzył mi w oczy. Gdy napotkał mój wzrok z zachwytem w oczach poprowadził mój wzrok na piersi i brzuch. Zaczął mówić: „ Będziesz zachwycona, szachownica jest prawie idealna: kwadraciki idealne, co drugi oczywiście czarny, każdy z nich z osobna s a m, osobiście przypalałem zapalniczką, niestety jednak-tu zaczął wrzeszczeć- ta krew! Wszystko mi psuje! Tak szybko leci, że nie nadążam jej ścierać! No kto widział szachownicę z kwadracikami o czerwonych boczkach!”. Spojrzałam w dół, i ujrzałam ciemność, poczułam odruchy wymiotne, nie miałam jednak siły i zemdlałam ponownie słysząc na odchodnym: „ No, za chwilę tylko nóżki, twarzyczka i będzie cała szachownica! Kurwa! Z kolorem czerwonym! |
|